Komentarze: 3
Kim jestem?Po zyje?Dlaczego zyje?
Te pytania nurtuja mnie coraz czesciej..Gdy mysle nad przeszloscia nad tym do czego doszedlem i w jakim kierunku zmierzam jedynie co potrafie to zastanawiac sie nad sensem dalszego zycia.
Mam 20lat a jednak zycie mnie juz meczy, albo raczej juz zmeczylo..Za pewne wiekszosc teraz wysmiala by mnie za taki poglad ; "dwadziescia lat i zycie go juz meczy,przeciez to jeszcze dzieciak.."
Jednak potrafilbym sie z tym niezgodzic,dwadziescia lat to wystarczajaco dlugo zeby poznac czym jest zycie,a zatracic sens zycia i jego dalsze poszukiwanie.
To mnie przeraza....
Kiedys wpadla mi do glowy pewna sentencja
"Marz by zyc,zyj by marzyc"
Dzisiaj jest to juz przeszloscia,przeszloscia z ktora nie potrafie sie pogodzic i ktorej nie chce pamietac.Tyle stracilem,tyle udalo mi sie zniszczyc...Niesamowite do jakich przemyslen i wnioskow moze dojsc czlowiek ktory mysli o smierci,tyle rzeczy wydaje mu sie w koncu jasnych,czlowiek w koncu zaczyna rozumiec.
Dlaczego mysle o "tym"?
Trudno jest odpowiedziec,poniewaz trudno jest opisac jak sie czuje.W glowie krazy wiele mysli ale rzecza skomplikowana jest przelac jest te mysli na zewnatrz.Tym bardziej ciezko jest opisac dlaczego.
Krazy to w mojej glowie juz od dawna..Kolejny mijajacy rok niestety spowodowal nastepne rozmyslanie nad rokiem poprzednim,dokonaniami,sukcesami i porazkami,ktore negatywnie wplynely na moja osobe.
Codziennoscia jest filozoficzne rozmyslanie o tym dlaczego zyje,jak zyje i co robie. Wiekszosc ludzi nigdy nie zaplata sobie tym umyslu przezywajac kolejne dni jako czesc calosci,u mnie kazdy dzien jest caloscia poniewaz nigdy nie wiem kiedy sie skonczy.
Latwo jest znienawidzic swoje zycie,spora grupa ludzi tak rozmysla o nim,ale jaka czesc naprawde,w glebi serca go nienawidzi mimo iz ze dostali tylko jedna szanse od Boga. Ja stoje nad przepascia nienawisci,powstrzymujac sie od ostatniego kroku,czastka mnie jeszcze sie trzyma w ladzie nie tkwi w chaosie i chce zyc.Przez to czuje sie jakby mieszkaly we mnie dwie osoby istny potwor i owieczka.
Ponad piec lat choroby to jak dla mnie za duzo,przytlacza mnie ona swoim ciezarem mimo iz za pewne moglbym ja pokonac trwam w marazmie i pozwalam sie kontrolowac.
Coz to za choroba?Dar XXI wieku : depresja. Choroba ktora mozna wyleczyc,pokonac zeby poszla w zapomnienie jednak w moim przypadku sytuacja jest bardziej skomplikowana,sam nie wiem czy chce wyzdrowiec,jest to swego rodzaju oslona,druga skora pod ktora mozna sie schowac.
Leczenie?Owszem chodzilem na terapie i rozne seanse jednak moja chec manipulacji w polaczeniu z zdolnoscia silnej empati z rozmowca zawsze sprowadzala mnie na zla droge.
Czesto przez to cierpie kiedy pomysle o tym jak jeszcze tkwila we mnie czastka geniuszu ktory potrafilem wykorzystywac jedynie w czynieniu zla blizniemu.Teraz kiedy jej potrzebuje odeszla gdzies na sam kraniec mojego umyslu zostawiajac jedynie malutkie kawalki ktore niczym gwiazdy potrafia od czasu do czasu zablysnac.
Geneza tego wszystkiego?
Lista jest za pewne dluga,z zalem musze stwierdzic ,ze sam juz wszystkiego nie pamietam,wiekszosc wspomnien odeszla zostaly same koszmary.
Poczatek to za pewne smierc Taty,pieciolatek mimo swojego wieku rozumie otaczajacy go swiat jednak nie potrafi zrozumiec straty bliskiej osoby.Mam dwadziescia lat a ta czastka pieciolatka przetrwala do dzis.Nie pogodze sie z tym nigdy..
Bylo to najgorsze wydarzenie w moim zyciu ktore niczym wybuch wulkanu spowodowalo ogromne straty ktore pozostaly do dzisiaj.
Alkoholizm Matki,eksmisja na bruk,strata ukochanego Wujka...Ktos z silna psychika poradzilby sobie z tym,dla mnie to byl sztylet prosto w serce...niejeden sztylet...
Moglbym z tym walczyc,ale po co?Dla kolejnej straty,kolejnej porazki.Nie jeden raz juz powstawalem zeby potknac sie na nastepnym korzeniu zamiast go przeskoczyc,dla mnie to za duzo...Zycie mnie przytlacza i zarazem przeraza,nadal jestem tym pieciolatkiem..
cdn...